poniedziałek, 29 września 2008

Rozdział II
Mistrz odpowiedzialności


Śnił mi się facet z pistoletem. Strzelał. Naboje odbijały się od jakiejś twardej powierzchni. Nieopodal padały łuski, również odbijając się za każdym razem. Byłem mordercą. Zabijałem. To ja byłem mordercą.
Czułem pulsującą we mnie moc. Adrenalina szalała. Byłem wolny i robiłem to, na co miałem ochotę. Miałem dziką ochotę robić coś złego. Miałem ochotę zabijać. Byłem mordercą. Albo Hyde nim był. Nie powiem już o nim „ja”. Moje drugie oblicze, to złe oblicze, stawało się coraz silniejsze, a było ono karą za moją zuchwałość. Miałem go w sobie zawsze, lecz przegrałem. Pozwoliłem wyjść mu na zewnątrz i zwyciężyć. Ja – będący mieszaniną dobra i zła oraz on – będący czystym złem. Jak mam cofnąć to, co się stało? To moja kara – nie potrafię tego zrobić. Pokonała mnie wewnętrzna skłonność do czucia zupełnej wolności i tej tajemnej radości, która z owego poczucia wynikała. Hyde odczuwał dziką satysfakcję. Ja – on – odczuwaliśmy niesamowitą satysfakcję. Nie potrafię wygrać. Mam zamiar z tym skończyć.
Henryk Jekyll


Rysio i Cysio siedzieli w swojej ostatniej ławce. Stara Gruba przemawiała intensywnie od kilku minut, a wydawać by się mogło, że od kilku dobrych lat. Głos jej, jak zwykle, charakteryzowała dwoistość: usypiał i nie pozwalał spać jednocześnie.
- Doktor Jekyll był postacią tragiczną. Oceńmy: Jekyll zły czy Jekyll dobry? Oceńmy.
Klasa poczęła udawać, że się zastanawia. Bez zastanowienia natomiast ręce do góry dźwignęły Kalina i Balbina.
- Jekyll dobry, Hyde zły – powiedziały jednocześnie.
- Tak, tak, tak – odezwał się motłoch.
- Ale Jeykll miał w sobie Hyde’a, Jeykyll przegrał, Jekyll chciał – Stara Gruba nie chciała tak szybko kończyć dyskusji.
- Tak, tak, tak – odezwał się motłoch.
Rysio i Cysio zrobili głupie miny.
- Kurde mać, no ja pierdolę – powiedział Rysio.
- W co my gramy? W „Zrób ze mnie idiotę” czy „pobaw się z debilem”? – odrzekł na to Cysio.
A dzień był upalny, okna były pootwierane, to znaczy: ktoś co chwila, w swym niezdecydowaniu, otwierał je i zamykał. W związku z tym w klasie było chłodno, bo okna działały jak wachlarze. Na zewnątrz Wielki Bogdan wykorzystywał ostatnie ciepłe dni przed jesienią do prac ogródkowych. Jak zwykle: biała koszula, lakierki, łopata. Obok grabie.
Niebo było czyste. Rysio wraz z Cysiem dostrzegli jednak na nim dziwny, zbliżający się obiekt. A był to Gołąb Pocztowy. A leciał niczym jastrząb, wpatrzony dokładnie w nich.
- Co on ma w ryju? – zapytał Rysio Cysia.
- Chyba flaszkę. No ja nie mogę… – opowiedział Cysio nieco zbity z tropu.
Gołąb w locie obsrał Wielkiego Bogdana i był już prawie przy oknie, gdy nagle ktoś znowu je zamknął. Wszyscy usłyszeli trzask. To Pocztowy uderzył w szybę i przykleił się do niej. Widać było, że się zdenerwował. Flaszka wypadła z jego dzioba i wylądowała prosto na ławce Rysia i Cysia. A gołąb ten był wyjątkowo dorodny, spasiony jak wieprzek z podwójnym podbródkiem i, jako że był pocztowy, miał na sobie pocztowe, niebieskie wdzianko. A spojrzenie jego było uwodzicielskie.
Zsunął się z szyby i podleciał prosto do Rysia i Cysia.
- Jestem Pocztowy. Gołąb Pocztowy. Ryszarda i Czesława szukam. Przesyłka jest! – a odezwał się głosem tubalnym tak, że od razu wszystkie niewiasty spojrzały na niego. Wyjął ze swojej teczki jakiś papierek – Podpisać trzeba.
Stara Gruba siedziała oszołomiona, jak gdyby nigdy nie widziała gadającego gołębia. Rysio i Cysio potwierdzili odbiór przesyłki, po czym Cysio zapytał:
- Nie było normalnych listonoszy? – nie chciał, by zabrzmiało to zbyt niegrzecznie.
- Nie. Taki naród. Strajkują – powiedział Pocztowy głosem Marlona Brando i odleciał.
Rysio i Cysio otworzyli butelkę. Była to butelka z listem.
A list był od Jekylla.
- On chyba chce się zabić – powiedział Cysio, gdy zakończyli lekturę.
- Może trochę przesadza… W końcu żaden człowiek nie ma jednej twarzy – odparł na to Rysio.
W ich głowach zaś począł rodzić się kolejny plan. Trzeba było odciągnąć Jekylla od samobójstwa. Rysio z Cysiem wstali i klasycznie, jak misjonarze, wyszli z klasy. Stara Gruba nadal nie pozbierała się mentalnie po wizycie Pocztowego, więc nie sprawiała większych problemów.
Rysio i Cysio szybko odnaleźli Jekylla, albowiem Gołąb w locie cały czas produkował gołębią masę kałową i skrupulatnie oznaczał nią tor lotu – ten też trop pozwolił znaleźć doktora.
A doktor leżał na podłodze swojego laboratorium. I był tam też motłoch, tłoczący się, ażeby widzieć. I doktor był bliski samobójstwa. Rysio i Cysio postanowili dowiedzieć się, w czym tkwił problem. Doktor Jekyll właśnie rozpoczynał swoją ostatnią, agonalną, pożegnalną przemowę, ażeby godnie odejść z tego padołu łez:
- Nie ma ucieczki przed tym, co nieuchronne – powiedział. – Pewne rzeczy muszą się zdarzyć. Nie warto walczyć z wiatrakami. Przyznaję – przegrałem, ale tak chyba miało być. Bo co miałem zrobić? Walczyć z samym sobą? Jeżeli nie było szans na zwycięstwo, opłaciło mi się w ogóle walczyć? Może mogłem poddać się od razu? Zaoszczędziłoby mi to wielu przeżyć – pytał Jekyll patrząc w sufit, czyli że niby w stronę niebios, a ręka jego wraz z fiolką, wyciągnięta była w górę.
- O co chodzi, doktorku? – zapytał Rysio.
- To byłem ja, ja i Hyde. Ja i on, ja i ja. Zawsze miałem w sobie dwoje ludzi, przynajmniej tych dwoje udało mi się odkryć. Nikt nie jest pojedynczy. Wy tam, nie jesteście Rysio i Cysio, może jesteście tylko Rysio, może tylko Cysio. A może jest ktoś jeszcze. Nie wiesz, bo jeszcze nie odkryłeś. Warto walczyć, jeśli ma się przegrać? Czasem nie ma takiej siły, żeby zwyciężyć. Nikt nie ma jednej twarzy.
- Ale wiesz co mówił ten… no… - zaczął Rysio.
- Augustyn – podpowiedział mu Cysio.
- No… dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą.
- To wałek, dzieciaczki. Wałek, jak mało który. Trzeba walczyć tak, żeby zwyciężyć, bo liczy się przede wszystkim zwycięstwo. Ja zaś tego uczynić nie potrafiłem, a najgorsze jest to, że gdybym mógł cofnąć czas, ze wszystkim postąpiłbym dokładnie tak samo. Musicie nad tym panować. Ja nie umiałem. Mały, musisz być wolnym człowiekiem. Musisz być odpowiedzialnym człowiekiem, bo odpowiedzialność wyniknie z twojej wolności. Nigdy nie dokonasz prawdziwego wyboru, jeśli nie będziesz wolnym człowiekiem. Uwolnij się od ograniczeń, przystań i szczerze się zastanów – za każdym razem, gdy przyjdzie ci podjąć jakąś decyzję. – doktor Jekyll mówił spokojnie, wszyscy zaś słuchali słów jego jak oczarowani. – I żebyś nigdy nie został sam. Bo samotność cię zniszczy – dopowiedział.
Zbladł nieco. Przystawił fiolkę do ust i wypił zawartość. Upadł na ziemię jakby już był nieżywy. Coś tam jeszcze pomrukiwał pod nosem, ale w końcu umarł.
Motłoch zepsuł atmosferę długim i głośnym, filmowym wręcz „Oooooo”.
- Zabił się, młody – powiedział cicho Rysio. Czuł, że nie ostatni raz wypowiada te słowa. Stał w miejscu. Minę miał poważną, bo nieco go zatkało.
Cysio natomiast odszedł spokojnie. Wyszedł z laboratorium i przykucnął przy schodach. Chciało mu się jarać. Nie bardzo wiedział, co w ogóle się stało. I czy stało się coś istotnego.
Rysio szybko poszedł za przyjacielem. Również przykucnął. Wyciągnął papierosa, poczęstował Cysia.
- Ja… ja już nie wiem, kto kłamie. Z każdej strony jakiś głos – powiedział Cysio.
- Musisz być wolnym człowiekiem. Musimy być odpowiedzialnymi ludźmi, tylko dobrze, naprawdę dobrze się zastanawiać – powtórzył za doktorem Rysio.
- Mistrz odpowiedzialności – skwitował to dwoma słowami przyjaciel.


(foto: www.macierz.org.pl/wolnosc_sumienia,515,,list.html)

Brak komentarzy: