wtorek, 28 października 2008

Rozdział III
Polowanie


Skrajny poranek. Śmiertelne niebezpieczeństwo zejścia na zawał z powodu zimna otaczającego kołdrę. Ciemność egipska. Oto nadeszła pora, kiedy trzeba wstać do domu uciech. Albowiem szkoła czeka otwarta już od dawna i nawołuje swych zacnych wychowanków do wspinania się na intelektualne wyżyny. Ryszard – zmęczony wojownik, ledwo wyłączył budzik demolując przy tym elementy składające się na pobliski jego łóżku stolik. „Ja mam wstać? Przecież jest rano!”
Z zamkniętymi oczami zjadł śniadanie, z zamkniętymi oczami udał się do toalety. Wszystko było tak pięknie instynktowne. Pełna energii pobudka zawsze napełnia optymizmem na cały nadchodzący dzień, a pobudki do szkoły to przecież rzecz najpiękniejsza: zimno, ciemno, cicho, wszystko wokół umarło, tylko jakiś uczniak wstaje, ażeby uderzyć się o framugę, ledwo zjeść śniadanie i zapierdzielać do kradnących czas pedagogów.
Rysio stoi w łazience. Pora otworzyć oczy. „Może najpierw przemyć twarz, będzie łatwiej” – pomyślał. Tak też zrobił.
A był to oczywiście poniedziałek, co łączyło się z przerażającą wizją wczesnego wstawania przez kilka następnych dni… Ale nic to, w porównaniu z myślą o wstawaniu o dziwnych porach przez resztę życia.
No, to krzyżyk na drogę i trzeba wyjść. Więc wyszedł Rysio z domu i począł czołgać się w stronę przystanku autobusowego. Ale w tym poniedziałku było coś dziwnego.
Albowiem przed Rysiem człapał wielki, biały królik. A ubrany był klasycznie: ciepła kurtka, dżinsy, plecak, beret. I człapał. A przed królikiem szedł pies, a szedł on na dwóch łapach. I był również ubrany klasycznie.
„Nic to, śnisz tylko. To nawet lepiej, to nawet dużo lepiej że jeszcze śpię” – pomyślał Rysio. Szedł więc spokojnie w stronę przystanku, nie zważając na mijane przez siebie zwierzaczki. A było ich jeszcze kilka: list, zebra, nosorożec. Prawdziwe zoo było jednak dopiero na przystanku. Konie, niedźwiedzie, kaczki, jaszczurki, wilki, świnki. I oto nadchodził Cysio, a poranek Cysia również nie był udany.
Rysio:
- Aaaaa!
Cysio:
- Aaaaa! Co? Co ty masz na głowie! – krzyknął do przyjaciela. Rysio zrobił dziwną minę. Czesław, któremu zaczęły wyrastać kurze pióra, pyta go co on ma na głowie!
- Co mam, ty kurczaku! Zamieniasz się w kurczaka!
- Tobie wyrastają kocie wąsy! I tak wyglądasz lepiej niż cała reszta…
Chłopcy podeszli do szyby pobliskiego sklepu, ażeby się przeglądnąć. Ogarnęło ich przerażenie: oto wszystko wokół wydaje się być pozbawione resztek człowieczeństwa! Rysio począł zastanawiać się, dlaczego zamienia się akurat w kota. Cysio zaczął skakać dziko i wyrywać sobie pióra z twarzy. Wyciągnął z plecaka młotek, który na wszelki wypadek zawsze ze sobą nosił, gdyby trzeba było kogoś stuknąć i podał go Rysiowi:
- Masz, uderz mnie! Wal jak najmocniej! – zwrócił się do przyjaciela. – Śnisz jeszcze, ty dupo! Śnisz! – krzyczał na siebie.
Rysio posłusznie wziął młotek, ale nie chciał bić Cysia, więc tylko go uszczypnął.
- Kurwa. Bolało. O… kurczaki – powiedział na to zrezygnowany Cysio.
Wiedzieli już zatem przyjaciele, że to nie dziwny sen. Coś zaczęło dziać się z ich światem, bo oto wszyscy zamienili się w zwierzaki.
Później było już tylko gorzej. W szkole bowiem nie dało się wytrzymać. Dzieciarnia, a raczej psiarnia i tym podobne, srała po kątach, wydając dziwne zwierzęce odgłosy. A co poszczególne gatunki szukały się wzajemnie, wyczuwając okresy godowe. I tak oto wszystkie kabiny w toaletach były zajęte przez dziko zapładniające się stworzenia, a jęków i kwików nie było końca. Dyrektorka zamieniła się w kozę, Stara Gruba w nosorożca – jej dwa diabelskie rogi połączyły się w jeden. No, co tu dużo mówić, klimat był niesamowity.
A nawet motłoch stał. A był nieokreśloną masą kłaków, chaszczy, kłów.
Rysio z Cysiem siedzieli zrezygnowani w swojej ostatniej ławce. Kalina i Balbina, mimo zwierzęcych odruchów, udzielały się podczas lekcji. A podrapywała się Kalina co chwilę za uchem, albowiem była suką. Balbina zaś była osłem. A oczy jej były podkrążone, a wzrok jej był tępy. Stara Gruba natomiast próbowała pozbyć się much.
- Oto co znaczy żyć w zgodzie z naturą – szepnął Cysio do Rysia.
- Wiesz co… Oni nawet nie spostrzegli, że zamienili się w zwierzęta… - odpowiedział zrezygnowany Rysio. – Nie wiem. My przynajmniej to zauważyliśmy… Cholera, chyba pierwszy raz w życiu się tak boję. Oni byli daremni jako ludzie, ale jako zwierzęta są jeszcze gorsi!
A lekcja trwała, teoretycznie przynajmniej. A dotyczyła przypadkiem tematu: „Co jest naturalne dla człowieka?”
Lecz nagle w powietrzu rozległ się rozrywający huk. Rysio z Cysiem odwrócili się w stronę, z której dobiegł, a dobiegł on od strony drzwi. A w drzwiach stał prawdziwy Hunter. Zaprawdę nie był to Hunter jak z bajki, lecz Hunter z prawdziwego zdarzenia, z prawdziwą strzelbą, prawdziwą czapką, prawdziwym myśliwskim wdziankiem i prawdziwą owłosioną klatą. A łupem jego padł lis jakiś, zapewne pierwszoklasista.
Zwierzęta natomiast w jednej chwili wszystkie się spłoszyły: jedynie zebry zaczęły uciekać razem, inne zaś biegały nie wiedząc, co ze sobą zrobić.
- Panie! Co pan robisz? To są ludzie! – krzyknął Cysio.
- No strzelam, taka praca, młody chłopcze! A gdzie ludzie? Może ty jeszcze jesteś człowiekiem, ale już tam widzę coś kurzego u ciebie… - i skierował swoją strzelbę w stronę Cysia, ażeby odstrzelić mu kuper.
- Panie! Stój pan, nie strzelaj pan, do cholery! – krzyknął Rysio. Miał jednak cichą nadzieję, że Hunter nie dostrzegł jego kocich wąsów. Jednak po chwili wymsknęło mu się – Miauuuu! – jak rasowemu dachowcowi.
I skierował Hunter broń w jego stronę.

Rysio:
„Czy to, że jestem człowiekiem, tłumaczy zwierzęce zapędy, czy też je ogranicza? Dlaczego coś uważane jest za naturalne: bo występuje w przyrodzie, czy też jest naturalne gdy dotyczy danej społeczności, określonego działania, które wydaje się być normalne? Czy zatem naturalność jest naturalna, czy narzucona z góry? Czy jest subiektywna? Czy może istnieje jeden, niepoznawalny wyznacznik, będący obiektywnym?”
Cysio:
„Mam pokonać to, co zwierzęce, czy pozwolić temu kierować? Może trzeba zachować złoty środek? A może natura człowieka jest po prostu inna, jest jakimś wyższym stopniem świadomości, może naturalne jest powstrzymywanie ludzkiego „zwierzaka”? Nie wiem. A przecież nie jestem jak zwierzę, choćby mi wyrosły kurze pióra na tyłku.”

I Hunter powiedział:
- To wszystko zależy od sposobu patrzenia. Albo od humoru. Albo od emocji. Bo człowiek jest jak słoma na wietrze, nawet najtwardszy, najpewniejszy, najwierniejszy.
I przeładował Hunter broń, przymknął jedno oko i począł celować. I strzelił. I trafił. I powiedział:
- Może jutro obudzicie się w lepszych humorach.


(foto: http://cosmos-liturgy-sex.com/2006/08/11/embryonic-fetal-and-post-natal-animal-human-mixtures/ )

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Zaprawdę dobrze napisane. Prawdę wyrzekł Kahol obawiając się o swoją karierę pisarską.
Im dłużej żyję przekonuję się tylko, że jednak człowiek to zwierzątko. Wszelkie kultury, prawa, normy społeczne, to tylko nakładka na zwierzęcą naturę, byśmy się mogli szczycić mianem korony stworzenia, które to miano sami sobie nadajemy. A we wszystkich niemal działaniach przejawiamy zwierzęce zachowania. Czy to jest ludzkie, by się zaprzeć swej zwierzęcej natury, czy też ludzkim jest, mając jej pełną swiadomość, wyjsć poza nią, zdobywając intelektem pełną nad nią kontrolę?
W pełni jesteśmy zwierzętami, to chyba nie ulega wątpliwościom. Musielibyśmy nie mieć ciała, by nim i nie być.
Ale czy do natury człowieka należy także przekraczanie własnej zwierzęcości? Kiedy kto popełnia czyn okrutny, mówimy, że to nieludzkie. Ale właśnie nie ma czegoś bardziej ludzkiego niż bezsensowne mordowanie i zadawanie cierpienia, wszak zwierzęta tak nie robią. Czy wyanturzenie własnej zwierzęcości także nie jest istotnie ludzkie?
Zwierzeta posłuszne są swoim instynktom, niczego ponad nie nie robią. Ale czyż człowiekowi nie rpzypadła w udziale pełna dowolnosć w korzystaniu z instynktów, skoro potrafi doprowadzić ich użytek do absurdu?
Homo sum, humani nihil a me alienum esse puto
Tellumehtar

Unknown pisze...

zacznij pisc opowiadanie erotyczne



prosze.



malina:P